Siema~ Dawno nie pisałam noty, ale mnie gady natchnęły. Nudna jak flaki z olejem, nie mam weny na jakiekolwiek żarty... Za to na rysowanie na kompie - jak najbardziej! Ale muszę jeszcze dla tego opowiadania wymyślić określoną fabułę... Nie może się tak wlec bez powodu :"D
A więc zapraszam, do tortur oczu czytania ^^ Mam nadzieję, że się spodoba... *stres mode: on*
Na kolejny dzień…
Biegłam przez korytarz, jak dowiedziałam się, że nie było wczoraj Kisame, bo
miał misję, a dzisiaj wraca, a pragnęłam jego autografu, bo jestem fanką. Dużo
przecinków. Eins…Zwei…Drei…Cztei… Pięciei… Sześciei… Tyyyyleee przecinków. A!
Ja tu nie o przecinkach miałam.
No i tak biegłam przez korytarz, kiedy na zakręcie wpadłam na Tobiego. Co z
nami będzie, gdy spotkamy się na zakręcie~ ? – odpowiedź brzmi: farba się na
głowę wyjebie i mandacik będzie, bo radary wszędzie~.
Tobi akurat niósł niebieską farbę, która wylała się na moją głowę.
-Ja
oślepłam! Ja oślepłam na niebiesko! Ja nie chcę umierać X_____e!
-Tobi
przeprasza! Tobi nie chciał! Tobi jest dobrym chłopcem!
-…Zaraz…Jestem
kameleonem, zmieniłam się z blond na niebieski?!
-…Chwila…Co?
-Nie
wiem, pogubiłam się…
Po tym poszłam iść zmyć farbę… I, osz cholera! Z włosów się nie zmyła. Właśnie
zrozumiałam co czuje Ruka z różowym futrem…
Do łazienki wlazł Tobi.
-WYPIER
ALBO ZATŁUKE JAK STATANISTA KOTA NA SCHABOWE! – wydarłam się jednym tchem
rzucając w nim bluzką.
Jak już wyszedł razem z moją bluzką, uświadomiłam sobie, że to była moja jedyna
bluzka w tej chwili i nie miałam co na siebie włożyć.
Gdzieś za pralką zauważyłam bluzę. Wyjęłam ją jakoś i założyłam. Fajna, kaptur
na pół mordy, rękawy podwinięte do łokcia, zieloniutkie moro… Zawsze o takiej
marzyłam. (dop. Aut. autentycznie, marzę o takiej bluzie… i tak mam niezłą
sytuacje, bo brat zamówił sobie bluzę przez allegro, jest na niego za mała, i
teraz ja w niej chodzę >u< Męskie bluzy są fajneee i taaakieee wygooodne,
jest miejsce na cycki (co ja brałam?) *u*)
Wyszłam z łazienki.
-Bluza
Tobiegooo~ Znalazła się~
-Mogęęęęę
ją zatrzymać? Mogęmogęmogęmogęmogęmogę~ ~ Zadośćuczynienie za niebieskie włosy!
-Czemu
nie… Na Tobiego jest za mała. A i lider kazał Tobiemu trenować Yumi-Chan… Tak
jakby co…
-Powodzenia…
Jak na wf’ie gramy w piłkę siatkową to zawsze dostaje ochrzan, bo piłka leci w
moja stronę, a ja stoję jak wryta a piłka se obok ląduje…
-Ale
Tobi wszystkiego nauczy! Tobi jest grzecznym chłopcem!
Dobra, dopiero południe, nie można go zmarnować…
-To
mnie ucz! Kuchiose no jutsu!
-No
to tak!
Zaczął mi tłumaczyć, a ja lampiłam się z miną „WHAT THE FUCKING FUCK?”.
-I
tyle~! (dop. Aut. tutaj cykają świerszcze)
-Uno
momento…
Wyczaiłam w necie pieczęcie i rozdrapałam strupa na nodze, żeby mieć kontakt
krwi i – BUM!
Przyzwałam autentycznie dwa węże: Pytona zielonego i węża królewskiego
mlecznego.
Zaczęłam skakać z nogi na nogę ciesząc się – a tu bam! Nadepnęłam jednemu na
ogon, chciał mnie dziabnąć, ale odskoczyłam!
-Andrzej!
Przepraszam!
-Jaki
Andujiei…?
-Polskie
imię takie… Mojego pytonika nazwę Andrzej! A tego nazwę Ren… Kuchiose!
I przyzwałam jeszcze… Kameleona, jakiegoś niebieskiego węża i krokodyla. Nie
wnikam, jak przyzwałam je nie podpisując akceptacji warunków korzystania
kontraktu, może po prostu wystarczyło uwielbianie gadów, ja nie wiem.
-Aaaa!
Krokodyl!
-Powiesz
na niego krokodyl, a to Artur ;__;! Wężyka nazwę Edmund Bogdan Heniek Zdzisław
Zbysław Edward Ferdynard Gabriel Pierwszy… Ksywa Gabryś… A Kameleonka nazwę…
Alfons!
-Momencik…
Tobi chce zapamiętać… Edumundo Bogudan Henieku Zujisuawu Zubisuavu Eduoado
Ferudynarudu Gaburieru Pieruwushi… Ha!
Zapamiętał!
Odwołałam Artura i Alfonsa. Gabrysia, Rena a także Andrzeja wywiesiłam na sobie
niczym na choince łańcuchy. Ren na szyi, na prawej ręce Gabryś i na lewej
Andrzej.
-Tobi
nie lubi węży…
-A
Yumi kocha~ (dop. Aut. odkąd miałam na ręce węża to jestem w nich zakochana~
Mandaaaa~ I chcę sobie kupić kiedyś Pytona zielonego, którego nazwę Bogdan. A
także skorpiona Filemonka i kameleona Alfonsa.)
-Pain
robi zebranie… Każe wziąć Yumi ze sobą~
A więc poszłam z nim do piwnicy, gdzie stało Gedo Mazo, a przed nim całe Aka. Uczepiłam
się rękawa Tobiego.
-…Dzień
Dobry… - wymamrotałam.
-To
jest nowa członkini Akatsuki – Yumi.
-Dziecko…?
– wtrącił czarny Zetsu – Wygląda smacznie. – dodał biały.
-Spasuj, Zetsu. – nakazał lider. –
Co potrafisz, Yumi?
Już mnie o to pytał.
-Jestem
mądra ^^ (dop. Aut. i jakbyście słuchali moich strategii, to by was jednego po
drugim nie wibili, kudźwa!)
-To
dziecko, co ma potrafić? Deidara, kogo ty tu, kurwa, przyprowadziłeś? – spytał Kakuzu.
Deidara odsunął się o kilka kroków.
-Jebać
to, jestem to jestem, kurwa, na chuj drążyć temat? – mruknęłam zirytowana.
-To
dziewczynie nie wypada tak mówić? – zakpił sobie Hidan.
-Nie
dopierdalać się do mojego przeklinania… Nauczyłam się go na ciemnej stronie
internetu >_>
-Tak
czy siak, będzie tak jakby maskotką, przynętą na pewną śmierć i
strategiem (dop. Aut. Ja się na to piszę!). Koniec gadania, rozejść się. Macie
jej nie:
*przerobić na lalkę
*sprzedać
-Na
mnie nikt by nie dał złamanego grosza ^^ - wtrąciłam
-MILCZEĆ
KURWA!
-Hai.
*wysadzić
*złożyć w ofierze aktualnie wyznawanemu bóstwu
*zjeść
*etc.
-Czuję
się taka ważna *u* Taka… VIP… xD
-A
i jeszcze. Musimy jej skombinować broń. Jaką chcesz?
-Szpony
a’la Lagon z X-Men’a i katanę.
-Sasori,
załatwisz szpony, a Kisame katanę.
-No
tylko bachora brakowało w Akatsuki – mruknął Hidan.
Podeszłam do niego i zbliżyłam mu do twarzy… Jak go nazwałam…? A, Ren. A Ren go
chciał chapsnąć~
-Pojebało,
dziewczynko?!
-I
to do reszty pojebało ^^
-Tak
to jest z osobami o nienaturalnym kolorze włosów… Np. Konan… I Konan Junior -
mruknął Deidara przechodząc obok i poczochrał mnie po głowie.
Mruknęłam jak kot. Lubię jak się mnie czochra i głaska.
Potem zgłodniałam i poprosiłam aktualnie bytującego w kuchni Kisame, żeby mi
coś przygotował.
Gdy spytał co chcę, to odpowiedziałam, że ziemniaki z koperkiem. I mi zrobił. I
były taaaakieee dobreee~
Gdyby nie fakt, że bolało jedzenie ich, bo mnie boli jedzenie ziemniaków. Nie
pytajcie „jakim cudem” – to po prostu boli.
Czas tak dłuuuuuuuuuugoooooo mijał. Była dopiero 14. Nie wiedziałam co robić –
trenowałam węże „siad”, ale nie słuchały, tylko ganiały Tobiego. No to ja
goniłam węże, które goniły Tobiego, który był goniony przez węże, które ja
goniłam, ponieważ goniły Tobiego.
Potem puściłam im „Rock You Like a Hurricane” – i nie tańczyły. Puściłam im
muzykę z fletu z neta – i nie tańczyły. Kazałam Tobiemu się z nimi pobawić –
zaraz zaczęły tańczyć próbując ugryźć go w nogę.
Potem jeszcze narysowałam moich przywołańców…
A więc tak wyglądają moi przywołańcy... Mam nadzieję, że notka nei taka chujowa, jak myślę ._. Artur, Alfons i Gabryś mi nie wyszli... Andrzej jako tako, Ren ma złą anatomię. Pozdrawiam~ Jeszcze Polska nie zginęęęła kiedy ja kataną wojuję ~ Co nam obca przemoc weźmie, to ją podróbą katany zapierdolę~ Marsz Marsz Dąbrowski - z Konohy do Polskiiii~ Za twoim przewodeeem~ Złączym się z tym zadupiem... Polska kiedyś była kozacka, teraz nie jest D: A więc napiszę hymn Yumi bazowany na naszym ZAJEBISTYM (nie zaprzeczaj, albo kataną po łbie!) Mazurku. A nawet dwa hymny... Hasta La Vista, babes~